Kierowcy często wjeżdżają na przejazd kolejowy w Sterkowcu po opuszczeniu rogatek i zostają uwięzieni / radiokrakow.pl

– Kierowcy zazwyczaj tłumaczyli się swoją nieuwagą, albo po prostu tym, że uważali, że zdążą przejechać przez przejazd kolejowy zanim zamkną się rogatki. Oczywiście wobec tych kierowców zostały wyciągnięte konsekwencje. W większości przypadków zostały skierowane wnioski do sądu o ukaranie. Były to grzywny, zazwyczaj w wysokości do tysiąca złotych – wyjaśnia w rozmowie z Radiem Kraków rzecznik brzeskiej policji, Ewelina Buda.
Jak zwraca uwagę pan Piotr, który często przechodzi obok przejazdu kolejowego w Sterkowcu, wyjaśnienie tych przypadków może być także nieco inne.
– „Kierowcy czekają, przejeżdża pociąg, rogatki zaczynają się podnosić. Kierowca jak tylko zauważy, że tak się dzieje to wjeżdża, mimo że jeszcze sygnał dźwiękowy i świetlny jest emitowany. Jednak gdy z naprzeciwka nadjeżdża drugi pociąg, rogatki nagle automatycznie zaczynają się zamykać. Kierowca zostaje między nimi. Wydaje mi się, że nie ma u nas takiej mody, żeby czekać aż rogatki całkiem się podniosą i wyłączone zostaną światła i umilknie dzwonek. Wydaje mi się, że to zaradziłoby wielu problemom” – mówi.
Pan Piotr przyznaje, że kiedy rogatki zamykał dróżnik to w podobnych sytuacjach – wiedząc, że pociąg jest jeszcze daleko – wypuszczał uwięzionych kierowców.
Ewelina Buda podkreśla, że w ramach zespołu inżynierii ruchu drogowego, w skład którego wchodzi również policjant z wydziału ruchu drogowego, dokonywane było sprawdzenie oznakowania drogi wokół przejazdu.
-„Zespół nie dopatrzył się nieprawidłowości jeśli chodzi o oznakowanie w pobliżu tego przejazdu. Natomiast jeśli chodzi o oznakowanie samego przejazdu i urządzeń tam zamontowanych, leży to w gestii kolei” – dodaje.
Polskie Linie Kolejowe przekonują, że zmodernizowany kilka lat temu przejazd kolejowy w Sterkowcu koło Brzeska oraz urządzenia i oznakowania, które mają zapewnić bezpieczeństwo, zostały wykonane zgodnie z przepisami.
„Widoczność pociągu oraz przejazdu z drogi są prawidłowe i zgodne z wymogami rozporządzania. Oznakowanie i osygnalizowanie przejazdu zarówno ze strony toru, jak i drogi jest kompletne i prawidłowe. Gdyby kierowcy zastosowali się do zasad panujących na drodze i zatrzymali pojazd widząc włączony sygnalizator i opadającą rogatkę, nie chodziłoby do sytuacji zagrażającej życiu i zdrowiu” – twierdzi Katarzyna Głowacka z PKP PLK.
Głowacka wyjaśnia, że od modernizacji przejazdu kolejowego w Sterkowcu oraz innych przejazdów na linii kolejowej z Krakowa do Tarnowa, rogatek nie opuszcza już dróżnik, ale system automatyczny. Kiedy pociąg najeżdża na czujniki, rogatki opuszczają się. Od tego czasu do przejazdu pociągu mijają 2 minuty.
Mimo tak krótkiego czasu – zdaniem Katarzyny Głowackiej – w sytuacji zagrażającej zderzeniem z pociągiem można uniknąć tragedii. W tym celu od 2018 roku PKP PLK oznakowały tzw. żółtą naklejką 14 tysięcy przejazdów kolejowych, w tym ten w Sterkowcu. Znajduje się na niej numer identyfikacyjny każdego przejazdu oraz numery alarmowe.
– To wszystko dzieje się błyskawicznie. Jeżeli wybierzemy numer 112, jego operator specjalnym łączem kontaktuje się ze służbami Polskich Linii Kolejowych, które natychmiast wstrzymują pociąg lub ograniczają jego prędkość. Statystyki pokazują, że w ubiegłym roku operatorzy numeru 112 odebrali prawie 4 tysięcy zgłoszeń z wykorzystaniem żółtej naklejki. Dzięki temu ponad 400 razy ograniczono prędkość pociągów lub wstrzymano ich ruch, co ocaliło zdrowie i życie podróżujących samochodami i koleją – podkreśla Katarzyna Głowacka z Polskich Linii Kolejowych.
Jednak zdaniem pana Piotra, gdyby nie to, że wiedział o istnieniu żółtych naklejek, to by ich nie dostrzegł. „Uważam, że są bardzo mało widoczne i wyglądają raczej jak jakieś numery dotyczące spraw technicznych urządzenia” – podkreśla.
Polskie Linie Kolejowe przekonują, że rozmiary i wygląd żółtych naklejek były dobierane indywidualnie dla każdego z 14 tysięcy przejazdów – tak, żeby były widoczne, ale też żeby nie zasłaniały urządzeń kolejowych.
—
Radio Kraków / fot: B. Maziarz
Opublikuj komentarz